Czy naprawdę potrzebujemy robić 10 tysięcy kroków dziennie aby poprawić zdrowie? Pojęcie 10 tys. jako benchmark to efekt sześćdziesięcioletniej kampanii reklamowej

Wielu z nas uwierzyło, że kluczem do zdrowia jest wykonanie 10 tysięcy kroków dziennie. Niemniej jednak, ten magiczny numer wywodzi się z kampanii marketingowej sprzed sześciu dekad a nie z naukowych dowodów. Oczywiście, regularne chodzenie ma liczne korzyści dla zdrowia, ale nawet mniejsza ilość kroków może przynieść pozytywne efekty. Ciekawym pytaniem jest więc, ile kroków naprawdę powinniśmy robić każdego dnia?

Regularna aktywność fizyczna – tak, walka o określoną liczbę kroków – niekoniecznie

Zgodnie z rekomendacjami Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), dorosła osoba powinna angażować się w umiarkowane ćwiczenia przez 150-300 minut tygodniowo lub intensywnie ćwiczyć przez 75-150 minut tygodniowo. Przeliczając to na codzienny standard, powinniśmy zaangażować około 30 minut na aktywność fizyczną każdego dnia.

Te zalecenia są wspierane przez lekarzy z różnych dziedzin. Regularna, ale niekoniecznie intensywna aktywność fizyczna jest rekomendowana zarówno dla osób z chorobami przewlekłymi (takimi jak cukrzyca czy serce), jak i dla tych, którzy są zdrowi, aby opóźnić pojawienie się potencjalnych problemów zdrowotnych.

Mity na temat 10 tys. kroków dziennie: skąd to się wzięło?

Wiele osób uważa, że powinniśmy dążyć do wykonania 10 tysięcy kroków każdego dnia. Ale czy jest to naprawdę oparte na dowodach medycznych? Okazuje się, że ten konkretny cel liczby kroków pojawił się jako część japońskiej kampanii marketingowej z lat 60-tych XX wieku. Daniel Lieberman, brytyjski paleoantropolog, twierdzi, że slogan „Manpo-Kei” (co oznacza „10 000 kroków liczy się”) został wymyślony przez twórcę pierwszego komercyjnego krokomierza, ponieważ brzmiał dobrze.

Julian Sobiech, fizjoterapeuta i dietetyk, autor książki „Jak dożyć setki”, również potwierdza tę teorię. „To jest głównie chwyt psychologiczny i marketingowy, ponieważ łatwiej zapamiętać taką okrągłą liczbę. Jeśli jednak służy to promowaniu zdrowia, to jestem za. Nasze mięśnie, stawy i inne części ciała poczują korzyści z chodzenia znacznie wcześniej” – pisze w swojej książce. Podkreśla także, że potwierdza to badania amerykańskiej kinezjolożki zajmującej się zależnością między aktywnością fizyczną a chorobami.